Trzeba wyrwać jedną rzęsę, spalić, splunąć trzy razy, przydepnąć – odprawić takie cygańskie sposoby, żeby zobaczyć co Magdzia dziś robiła… mówił tajemniczo tatuś i Magdalenka truchlała. Była wówczas około 6 letnią dziewczynką, drobną, chudziutką i przestraszoną. Tatuś w przypływie wściekłości wypędził ją z mieszkania na Białobrzeskiej, na ulicę. Krzyczał : “wynoś się z domu, won stąd.” Mała dziewczynka w szoku spełniła rozkaz ojca. Szła swoimi małymi stopkami przed siebie, bardzo długą ulicą Białobrzeską. Była mądrą dziewczynką. Myślała , że nie ma pieniędzy na jedzenie, nie będzie miała gdzie położyć się w nocy. Nie miała nikogo, kto by jej pomógł. Szła tak w przeraźliwym upodleniu. Wiedziała, że nie poradzi sobie sama. Po kilku godzinach wróciła ze spuszczoną główką. Wtedy właśnie tatuś odstawił to małe przedstawienie o magicznym wyrywaniu i paleniu rzęs. Albo kiedy tatuś wszedł do kuchni i wywijając rękami powiedział mamie Wandzie Ficowskiej, że wyczaruje masło. Magdalenka uświadomiła sobie w jakiej nędzy żyją skoro masło trzeba wyczarować, bo nie ma za co go kupić. Udało mu się – wytrząsnął z rękawa marynarki kostkę masła. To wyglądało na prawdziwe czary. Może dlatego jakiekolwiek ciężary spadały na barki Magdaleny Ficowskiej – Łuszczek, choćby “cały świat się sprzysiągł” zawsze spodziewała się cudu na końcu drogi, rano, za kilka dni …Ta nadzieja sprawiła, że przetrwała najstraszniejsze koleje losu, nie zgniotły jej ciężary niewyobrażalne…których odbicie znalazło się w jej poezji.
W 2010 r. Ukazał się jej kolejny tomik wierszy “Zaklinanie szczęścia”, są w nim wiersze napisane między 2006 r. – a 2010 r.