Dlaczego było, aż tak strasznie ze wszystkich stron? Sama Magdalenka nie mogła tego pojąć. Dom jej dzieciństwa, to było miejsce kaźni strachem, pogardą wobec niej. Mimo, że bez alkoholu. Awantury, bicie, poniżanie jej na każdym kroku. Pozbawianie jej wszelkiej wartości z woli ojca. Jeszcze w niemowlęctwie próba zadławienia 7 miesięcznego wcześniaka czyli Magdalenki, pogryzioną marchewką wpychaną do gardła przez kainową zawiść. Kilkuletnia Magdalena co rano była bita siostrzaną pięścią w nosek, aż krew rozmazywała się po buzi. Takie było powitanie dnia. Już wiedziała, że ma to znosić w ciszy i bez reakcji. Wyszarpywanie włosów, tak że na główce zostawały łyse polany. Przy zupełnej obojętności uwielbianej rodzicielki. Anioła Magdalenki, który niósł ją do bicia przez furię twórcy domowego. Była wtedy jeszcze za mała by się wyrwać. Odzierana z godności bezbronna kruszyna piękna, przepełniona empatią , o sercu z wosku odczytywała nienawiść z ich oczu. Jej Anioł piękna i łagodności zostawiał ją w pustym mieszkaniu w izolacji od picia, jedzenia i ludzkiej mowy. Niemal całkowity brak wody potrzebnej do rozwoju organizmu, spowodował straszliwą w skutkach chorobę nadciśnieniową. Ciągłe upadlanie i kłamliwe, zmyślone przez ojca złe opinie o niej, przeniosły się na świat zewnętrzny. Jej strach wywoływał odrzucenie przez dzieci, bicie, rozdrapywanie do żywego mięsa jej małych rączek w przedszkolu, tłuczenie jej pięściami na podwórku i w szkole podstawowej w całkowitej obojętności i zaniedbaniu. Magdalenka starała się z całych sił, ale nigdy nie zasłużyła na dobre słowo. Milczała bo skarga wzmagała obwinianie jej o wszystko. Nie odwzajemniała podłości , bo nie chciała by ktoś cierpiał. Była świadoma tego koszmaru, ale bezradna. Najbliżsi przydzielili jej rolę ofiary do bicia, krytyki bez prawa nawet do własnej urody. Za którą spotykało ją potępienie i wrogość. Miała się czuć jak śmieć i być przerażona. Była bezradnym dzieckiem, więc naiwnie myślała, że chociaż uwielbiana jej dziecięcym serduszkiem mama ją docenia. Myliła się przypisując jej swoje uczucia. Była dla niej tylko niechcianą rzeczą, mimo piękna i łagodności jej Anioł był bez uczuć. Trochę później jej kainowa siostra, wybranka ojca, każdego dnia po szkole powalała ją znienacka na podłogę ciemnego korytarza, ciosami w splot słoneczny. Tak, że Magdzia wiła się na podłodze, z wyciem nie mogąc odzyskać oddechu. I to spalające zawiścią siostrzane spojrzenie na każdym kroku – czynnie wspierane przez władcę świata, bo to on wyznaczył Magdalenę na zniszczenie i stworzył takie zasady. Zabijał Magdalenę słowami pogardy, ciosami furii i oczernianiem. Potem w dorosłym życiu, było coraz gorzej. Już jako gotowa ofiara trafiła w ręce ślubnego zabójcy sprzed ołtarza. Na dno piekieł alkoholu, bicia i prób zabójstwa. Kiedy dla ratowania życia uciekła stamtąd po dziesięciu latach strasznego małżeństwa, żeby przeżyć z małym synkiem Arturem, podjęła nędzarską pracę ponad siły. W prestiżowej instytucji, gdzie była traktowana jak zwierzę do kopania w bydlęcej zagrodzie. Paraliż nóg po celowym wypadku w pracy. Próba oślepienia jej przez łobuzów przez podcięcie laserem oka. A w efekcie rozerwanie się ciała szklistego w oku. Jak to było możliwe w tak elitarnych kręgach społecznych – artystycznych, twórczych i sławnych. Mimo, że chowała się po kątach, obezwładniona przerażeniem. Napełnili jej istnienie strachem, który wyeliminował ją z życia. A świat zewnętrzny dopełniał podłości na niej i jej synku Arturze.
