Karawany mijały mnie
w zgiełku ujadania
Brnęłam samotnie
przez pustynię cierpienia
okrucieństwo ludzi
wypalało mi oczy
błagalnie wypatrujące
pomocy
mówili –
– nic się nie da zrobić
tak musi być
odległe oazy
jawiły się
jak Fata Morgana
podnosiły mnie
z kolan umierania
piasek przetaczał się
po moich stopach
jak życie
pełne kamieni
bez ratunku
moje nogi
bezwładnie uległy
wtedy twarz
zrosił mi wodospad
szczęścia i ukojenia
jak manna z nieba
dla głodnych.
11.01.2019r.