Spotkaliśmy duszka łąki,
jak promień złotego,
W oczach miał błękit
nieba całego.
Upletliśmy mu z trawy
czapkę pod obłoki
i bacik,
by go bardziej słuchały
pszczoły, trzmiele, bąki.
Zaprosił nas skrzacik maleńki
na maliny czerwone,
od soku pękające.
Zbieraliśmy garściami pełnymi,
aż zeszło do nas słońce.
Skuszone ich zapachem
i soku spragnione.
Najadło się do pełna,
stało się czerwone.