znów przegapiłam moment
twojej śmierci
choć na krok
nie odstąpiłam Cię
byłeś jeszcze ciepły
gdy spostrzegłam
na żałobnej sukni
drobne różyczki
czarny kleszcz strachu
wgryzł się już pod skórę
Tag: Magdalena Ficowska-Łuszczek
PRZETARG
Kochaj mnie jeśli możesz
– prosiła przewrotnie
wśród łąki najpokorniej
dobijając targu –
i daj mi z siebie tylko
tę cząstkę pokutną
która ze mną się razem
dotuła zaświatów
a ja w zamian za to
niedokończoną wieczność
za Ciebie odrobię
Tobie oddam połowę
resztę sobie wezmę
i wieczni do połowy
we wspólnej wieczności
razem będziemy mieli
swą wieczność w całości
– tak podstępnie błagała
o trochę miłości
NIE MOGĘ
Jaki śliczny pieprzyk
mówił całując
wstrzymywał słowa
nie mogę ci dać siebie
powtarzał w myślach
nie możesz być dla mnie piękna
nie będę myślał o tobie
nasza gwiazda była ze śniegu
stopiły ją moje ręce
nie dowiesz się nawet
ze nie mogę cię zapomnieć
ROZMOWA
Wyrzeźbił cię wiatr
chciałbym cię doścignąć
zamknąć w dłoni…
ale masz oczy jak morze
teraz spokojne
pomiędzy błękitem
gdybym mógł je ogarnąć
Nie obejmiesz morza – powiedziała
Więc powpinam ci gwiazdy we włosy…
On płacze – pomyślała
POMYŁKA
Znów wydzwania telefon
o późnej godzinie
niecierpliwie gwałtownie
ze snu mnie wyrywa
Po drugiej stronie kabla
z bijącym sercem
i wstrzymując oddech
czeka aż się odezwę
miłość nieśmiała
– To pomyłka –
szepczę jeszcze przez sen
POMOC
Zwykle chadzają stadami
Kiedy pojawiają się
zawsze jest ich nadmiar
stają się niepotrzebni
więc odtrąceni odchodzą
za sobą pozostawiają próżnię
Potem długo ich nie ma
czasem nie przychodzą już nigdy
Pozostają głusi na skruchę
i błagania o choćby jednego z nich
Jak widać są nierozdzielni
Zresztą nie widzą potrzeby
pocieszania – po co im to
Trzeba przebrnąć
przez tę strefę beztlenową
może na jej krawędź przybędzie
nowa grupa ratownicza
MIĘDZYMIASTOWA
Chciał usłyszeć ją
nie tylko głos
Mogła mu opowiedzieć
ciszę gęstniejącą
i że oddech znajduje
w grzęzawiskach snu
No to trzymaj się
zdążyła zawołać
zanim rozległ się sygnał
Nie miał więcej monet przy sobie
REPORTAŻ
Nie lubiła drzew
nie było go w nich
namalowała trochę szafirowego świata
który był tylko dla nich
kiedy go nie było
spała
kochała te wspólne drzewa
na płótnie
Zabrał wszystko
na pamiątkę jej śniadego ciała
Przebacz że nie mam więcej
– prosiła
muszę przespać ten czas bez ciebie
przespać do końca
PRZEZ ZASIEKI UMIERANIA
Januszowi Wapińskiemu
wielka na wyrost
na zapas
dawno już przeszła
do porządku dziennego
przez zasieki umierania
pełna głodu i strachu
z pustą ramką
na nazwisko właściciela
solidna ponad miarę
ponad życie
jeniecka waliza
przydaje się jeszcze
jako kufer na bieliznę
OBWIESZCZENIE
Mamie
Pomimo znacznych przeciwności losu
jeszcze przed stworzeniem świata
mojego
i później
wbrew możliwości usprawiedliwienia się
i oczywistości ogólnych oczekiwań
wyszła na swoje
zachowując niezwykłość tworzenia
pełną dłonią barw
W związku z powyższym
oraz pozostającym w głębi
zarządzam całą potęgą uczuć
ścisłą ochronę tego unikalnego
egzemplarza ludzkiego
PŁOMIEŃ
Przychodzi zmrużeniem powiek
przygasa od swego nadmiaru
czerwono-żółty
ja sparzone ciało
boli sam siebie
PRZECHODZIEŃ
Widziałam go
w cieniu latarni
szedł w obcych konturach światła
mijała mnie
jego ciemność
Uśmiechnął się mimochodem
wiem to
bo był bez twarzy
KLAMKA
Stoi na straży drzwi
reguluje pracę zawiasów
i częstotliwość ich ruchów
W wolnych chwilach podgląda otoczenie
przez dziurkę od klucza
Złożona z dwu bliźniaczych części
ugina się…
Zazwyczaj jedna jej strona
jest bardziej oswojona od drugiej
AGONIA
W żarówce znów zalęgły się
świerszcze
zapowiedź mroku
sączącego się cienką strużką
po linii przerwanego drutu
spadną za moment
teraz utrzymują je jeszcze
przy życiu
ostatnie krople światła
NIEPOKÓJ
Uciekała
przed zapachem maciejki
który chciał ją osaczyć
Biegła
choć róże raniły jej oddech
a czas jej był stracony
Zatrzymał ją deszcz
i twarz jej spłynęła
tysiącem kropel
KONICZYNKA
Przyszła przez niebieskie
drganie lata
Przyniosła czterolistną koniczynkę
Namalowała dziś tyle kwiatów
kiedy pobiegła do lasu
zwiędły…
śmiała się
biorąc garść poziomek
ode mnie
jak serce…
…Na końcach palców
miała ich przecież tak wiele
ŚLADY
Rozsypane tysiącem ziarenek
biegną ku dali
Uciekają w popłochu
przed sobą…
Biegną tak aż do końca
swego istnienia
do ostatniego ziarna piasku
DROGA DO RAJU
W przejściu z Ziemi
do Nieba
drżący
zmarznięci
w zaspach śniegu
czekali na swoją kolej
modląc się do Boga
o coś gorącego
PRZYTŁOCZONA
szła dźwigając
cały ciężar
piachu
ubitego
pod stopami
przytłoczona
przez spalone słońcem
powietrze
wlokła w sobie pokłady
ciężkie kamieniste
nieuchwytne jak ślady na piasku
ANTRAKT
nie proszę was o nic
tak oddzielna
że nie mam tu nic do bycia
milczę
to sprawia
że odpuszczacie mi
moje istnienie
BIEG PO ZWYCIĘSTWO
mojemu mężowi Józefowi Łuszczkowi
Przeciw wichrowi
stajesz
przeciw śniegom
co w oczy
przeciw myślom
jak kamienie
choć cię wstrzymują
mkniesz
ponad nimi
białym torem
po zwycięstwo