„HEJ ALBO MNIE ZABIJOM ALBO JA KOGOSI . HEJ BO MI SIE CUPRYNA NA GŁOWIE PODNOSI” Tak, nie mają cepry pojęcia co to znaczy być żoną prawdziwego „zbójnika”

W noc poślubną ściskał ją – Magdalenę Ficowską odtąd już Łuszczek w ramionach i mówił: „moje ty sto tysięcy” i po raz pierwszy przy niej wypił . Myślała, że to wyjątkowo na własnym weselu. Kiedy spodziewała się syna Artura czuła jeszcze, że on ją kocha. Mówią, że córka odbiera kobiecie podczas ciąży urodę, a syn wprost przeciwnie – to prawda, wyglądała zachwycająco. Później jednak nikt nie

potrafił stawić tamy strumieniom alkoholu, strasznym nocom i szaleństwom w „profesjonalnym” bądź „nieprofesjonalnym” towarzystwie różnych kobiet. Wtedy w Zakopanem starając się „przeżyć do rana” pisała w wierszu „Strach” z tomiku „Nefertari…”: o drzwiach otwieranych jak do krzyku, błyskiem przerażenia, w wierszu „Noc”: o czekaniu na bełkotliwy odgłos kroków przed świtem . W tamtych latach napisała „Opowieści tatrzańskie”- wiersze dla syna, wśród nich „Halny”
Halny wicher
jak rozbójnik
w Tatrach się panoszy
Pochowały się zwierzęta
Kot przymrużył oczy
Wiatr góralski
dziś się bawi
Z drogi zejść mu trzeba
Trzeszczy chata Sabałowa
W pas chylą się drzewa
Wszystko tańczy zbójnickiego
tak jak on zaśpiewa

Miał fenomenalny organizm mimo tego wszystkiego w sporcie w kraju nie miał konkurencji, co roku zdobywał złoto na mistrzostwach Polski.
Kiedy Artur miał osiem miesięcy w czerwcu 1982 mówili jeszcze o miłości – wzięli ślub kościelny, w kościele Świętej Rodziny na Krupówkach w Zakopanem. Tak Józek był zakochany, a ich syn był upragnionym przez Józka dzieckiem miłości. Zapytał ją przecież ze łzami w oczach: „a urodzisz mi syna?” Obiecała, że tak. W mieście szalał wprawdzie „ocean nienawiści” do tej „ ceperki z Warszawy” ze strony wszystkich rozczarowanych, ale zapytana przez kogoś, Magdalena powiedziała – on jest dla mnie dobry, nie bije mnie. Zapamiętała zszokowane spojrzenie rozmówcy. Wtedy jeszcze mogła tak powiedzieć, ale 7 marca 1984r. Józek właśnie wrócił z Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Sarajewie pokonany… przez samego siebie. Spał do południa. Tak bardzo mu współczuła., głaskała jego włosy – zerwał się nagle, zapamiętała, że skończył bić w środku nocy. Czuła jak ugina się jej serce – pomyślała : „ widać tak jest na tym świecie że ja służę do bicia” Po tym zmieniła się w kamień z wiersza „Skóra kamienia” z tomiku „Nefertari”: Zajrzyj pod skórę kamienia….. pod stężałą skorupą rozpaczy jestem.
Ten dzień, kiedy skończyło się życie, nastąpił 9 miesięcy wcześniej – w czerwcu 1983r. O tym strasznym dniu jego żona – poetka napisała później w wierszu „Umieranie” z tomiku „Nefertari…”
– Pierwszy raz umarła
tak nieoczekiwanie
że całkiem zwaliło ją z nóg…

Było to w biały dzień, na trzeźwo podczas wizyty jego matki z mężem, a właściwie po góralsku mówiąc „z chłopem” i ku jego aplauzowi- „tak trzeba bracie” mówił poklepując Józka po plecach. Po twarzy Matki Józka spłynęły łzy. Magdalena usłyszała swój własny śmiertelny krzyk, teraz wie , że na tym się świat nie kończy, ale wtedy myślała , że lepiej umrzeć niż zostać uderzonym w twarz przez mężczyznę. W jednej chwili skończyło się życie.
Niestety był jeszcze ktoś, kto zapłacił życiem za tę chwilę hańby.
Magdalena Ficowska – Łuszczek
pisze w wierszu ”Woda” z ostatniego tomiku „Gniew motyla”:
Nie ocaliłam błysku istnienia
na swój obraz i podobieństwo

Pisała ukradkiem, kiedy mąż był w rozjazdach sportowych. Wiersze z tamtego czasu wydała dopiero 9 lat po rozwodzie w 1999r kiedy wreszcie ochłonęła z tych przeżyć. Zresztą z jej byciem poetką wiąże się zabawna sytuacja. Kiedy wróciła do Zakopanego po urodzeniu dziecka w Warszawie odwiedziła ją ,w mieszkaniu na osiedlu Kasprusie teściowa. Malutki Artur leżał w łóżeczku, na podłodze było kilka kartek maszynopisu wierszy. Józek widząc pytające spojrzenie swojej mamy , powiedział z pewną dumą : „Magdzia pisze wiersze”. Na to teściowa Magdaleny Ficowskiej – Łuszczek odpowiedziała: „No to teraz już chyba nie będzie pisała ?” Czasami w przypływie dobrego humoru Józek mawiał : „hej, byłby ze mnie poeta ino ze głowa nie ta”.
Jednak to tam właśnie w Zakopanem, kiedy zamieszkała tam zimą 1981r. szła o zmierzchu drogą z Krzeptówek od swojej teściowej na osiedle Kasprusie do mieszkania Józka i swojego , patrząc na baśniowo piękne obsypane śniegiem gałęzie drzew z wiersza „Nocą wśród drzew”:
Mijały ją powoli
w ciemności splątały konary
przytulnie bezpieczne
przesuwały się nad jej twarzą
rozbłyskując gwiazdami
wciągnęły ją w tunel
księżyc u wylotu
krok po kroku
oświetlał jej drogę
28 sierpnia 1990 roku Magdalena Ficowska-Łuszczek rozwiodła się ze swoim mężem Józkiem. Wyjechała z Zakopanego. Opustoszałe miejsca po niej wkrótce wypełniło wichrem spod Gubałówki znad Ukrainy wołanie „stój Halina”. Czyżby dopełniło się fatum? Magdalena pamiętała z dzieciństwa to żartobliwie-sarkastyczne powiedzonko swojego ojca, który bawił się czasem taką grą słów.
Kto powiedział, że życie jest łatwe. Wzbogaca nasze dusze
Wpadłem tu trochę przypadkiem. Nie szukałem wierszy. Przecież poezja do mnie nie przemawia. Teraz przeczytałem już wszystko, wiem że zostanę na dłużej. Ogień na piasku dogasa, jest ciemno. Grajek szarpie struny. Zanim wstanie świt, ochrypłym głosem zaśpiewa jeszcze raz coś mistrza Leonarda. Biedak jakich wielu wkoło. Pewno myśli, że zasłuży tym choć na ten jeden, jedyny wers…
To nie komentarz, ale wspomnienie. Chyba 1964 rok, już dokładnie nie pamiętam. Zaręby Kościelne. Ja miałem 10 lat. Wakacje.Jerzy Ficowski rzadko przyjeżdżał. Mama z dwiema córkami: Krystyną i Magdaleną spędzały tam wakacje (jeszcze nie wybudowali domku, wynajmowali na parterze drewnianej willi mieszkanko a ja z moją rodziną na piętrze) . Tego uczucia nie umiem nazwać. Magdalenę (a może powinienem mówić Panią Magdalenę) zapamiętałem do dni obecnych. To zauroczenie jest niezrozumiałe. Jestem Profesorem, miałem i jeszcze mam udane życie, żonę , dzieci. W pewnym sensie zrobiłem karierę naukową…. ale kiedy wracałem z konferencji (w sierpniu tego roku) przejechałem przez Zaręby i obraz Magdaleny powrócił. … Być może powinienem pójść do psychiatry… być może to jakaś metafizyka (przecież miałem 10 lat !!!!). Nie wiem..
Panie Profesorze, to se ne wrati! Pozdrawiam 😁 Profesor 🤗
Materiał bardzo wartościowy. Ja się w pełni zgadzam z takim rozumowaniem i postawieniem sprawy. Mam pytanie skoro jesteśmy przy temacie, jako że szukam jakiejś drukarnie to chicałbym spytac zcy kojarzycie tą https://www.initi.pl
Niestety nie, mam swojego wydawcę, który zajmuje się drukiem.
Szanowna Pani,
Muzeum Getta Warszawskiego szuka z Panią kontaktu w sprawie publikacji utworów Pani Ojca.
Prosiłbym uprzejmie o e-mail na adres: ****@1943.pl
Będziemy bardzo i serdecznie wdzięczny za nawiązanie kontaktu.
Panie Pawle, dziękuję za wiadomość. Skontaktuje się z Panem moja siostra poprzez Fundację im. Jerzego Ficowskiego.
Magda, chodzilysmy razem do jednej klasy.
Odezwij sie
Ewa Baginska
Prosze o kontakt z Ewa Baginska i Magdalena – siedzialam w jednej lawce z Magdalena – Liceum im. Kollataja.
Grazyna
Wojtek Sułek z Zakopanego pozdrawia bardzo serdecznie! Mój tata( mąż pani koleżanki Eli) Józef Sułek też uwielbiał śpiewać: „ubije mnie ktosi, albo ja kogosi, bo mi się cupryna na głowie podnosi! hej!”
Pozdro również dla Artura!
Wczoraj pierwszy raz trafilam na Pani wiersze,powoli przechodzilam po ogrodzie mysli,uwazajac na sciezki,czasami przystajac,a kiedy juz sie zatopilam nie zauwazylam nawet kiedy skonczyly sie slowa- wyszlam z ogrodu . Pozostal zachwyt.I wtedy przeczytalam wszystkie „Rozmowy z Poetka”.Zrozumialam,ze to Ty bylas ta zjawiskowa dziewczyna,ktora poznalam na weselu siostry Twojego narzeczonego p.Kobylinskiegi.Wtedy nie wiedzialam,ze piszesz wiersze .Sama bylas czarem,poezja,zjawiskiem.Oboje z z narzeczonym stanowiliscie urocza pare.Pracowalam wtedy w Biurze Podrozy”Syrena” na Kruczej,gdzie wpadliscie do mnie ,zeby zakupic bilety na Spektakl w teatrze Powszechnym „Lot nad kukulczym gniazdem”.Ciesze sie ,ze zycie codzienne i zawirowania losu nie pochlonely Twojego talentu wrecz wzniosly Ciebie na szczyt Parnasu.Gratuluje i sle serdecznie pozdrowienie.