Czy anioły muszą być doskonałe? Chyba nie…
Magdalena Ficowska – Łuszczek znała jednego w dzieciństwie. Był dla niej oparciem i ostoją w tym wrogim świecie. Pierwsze słowa anioła, które zapamiętała : „boję się” były skierowane do strasznie grzmiącego w mrocznym korytarzu tatusia. Anioł zakładał w popłochu maleńkie buciki na stopki Magdalenki.
Jeszcze wcześniej – anioł trzymał w palcach fioletowego fiołka na drugiej ręce unosząc Magdzię.
Ten fiolet był tak piękny, że zapierało dech w piersiach z zachwytu. Do tej pory to ulubiony kolor poetki.
Później w podstawówce mała Magdalenka wpatrywała się w nieskończenie piękną twarz Mamy – malującej usta przed ręcznym lusterkiem. Wreszcie anioł – Wanda Ficowska, uśmiechnął się ze słowami : „tak wiem, że mnie uwielbiasz” – to była prawda. Dzięki istnieniu tego anioła, Magdalence też wyrosły skrzydła, które niosły ją przez życie. Bywało, że anioł nie pamiętał o przyziemnych sprawach, bujając w obłokach, odbijając grafiki i malując obrazy olejne.
Uwielbiała Mamę, dziecięcym serduszkiem. Mama była piękna, łagodna, nie biła, nie ubliżała. Zajęta swoją pracą artystyczną, , pragnęła zrobić karierę. Była utalentowanym aniołem, po Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie.
Trzeba kogoś kochać, kiedy zewsząd dookoła jest pogrom. W tym kontekście Mama była aniołem. Ale to był terror miłości, żeby na nią zasłużyć Magdzia gotowa była umrzeć. Byle tylko nie sprawić jej kłopotu, nigdy nie poprosiła o jedzenie lub picie. A Mama wyraziła swój pogląd, że to jest rozwydrzenie innych, którzy tak przeżerają pieniądze. Uważała też, że jak ktoś się nie domaga, to widocznie nie potrzebuje. Realizowała swój talent. Magdalenka nauczyła się więc nie odczuwać pragnienia ani głodu. Nikt jej nigdy nie powiedział, że woda jest potrzebna do rozwoju i życia. Dlatego nawet w dorosłości nie zdawała sobie z tego sprawy i mogąc już sobie sama coś kupić, nie robiła tego. Jadła i piła cokolwiek, tylko czasami. Chciała wreszcie zasłużyć na dobre słowo. Niestety, nigdy nie zasłużyła na pochwałę. Taka wpojona w dzieciństwie tresura pozostaje wpisana w człowieka. Starała się dzielnie zasłużyć na uznanie, obywając się bez tego. W domu nie było nic. Nawet kubka herbaty ani resztek jedzenia.. Woda w kranie w tych czasach odrzucała , przesycona chlorem. Nigdy nie miała kanapek do szkoły ani śniadania przed szkołą. Ojca to nie obchodziło. Sam jadał w Związku Literatów Polskich. Jeździł tam codziennie taksówką. Kolacji też nie było. Był wprawdzie obiad w szkole, ale Magdalenka rzadko go jadła, bo strasznie ją bili koledzy z klasy, więc się bała chodzić do szkoły i dużo opuszczała. Wtedy całymi dniami nie jadła i nie piła nic. W siódmej klasie na stołówce szkoły podstawowej, gdzie stała w kolejce po zupę, jeden chłopak z równoległej klasy tak ją pobił pięściami po twarzy, że złamał jej piękny nosek z przemieszczeniem. To też nikogo nie obchodziło, więc przyrósł tak jak wisiał. Widziała wstrząśnięta jak inne dziecko z klasy, wyrzuca swoją kajzerkę do kosza na śmieci. Nawet nie drgnęła, miała swój honor. Na początku liceum zaczęła tracić pamięć. Permanentny brak picia już od 7 roku życia spowodował straszliwe skaczące nadciśnienie. Tak że najbliższe 50 lat życia Magdalena umierała z głową rozsadzaną potwornym bólem w klozecie. Przez te pół wieku lekarze i rodzina wmawiali jej, że to są migreny i że nie można nic pomóc. Kiedy próbowała opowiedzieć lekarzom o swoich piekielnych mękach, usłyszała, że to bzdury. Nikt jej nie dał lekarstwa na nadciśnienie. Przez 50 lat umierała na oczach ludzi, bez żadnej pomocy. Dopiero w 2011 r. ordynator w szpitalu Grochowskim w Warszawie, na oddziale rehabilitacji dał jej dwie małe tabletki, po których natychmiast wyzdrowiała. Zrozumiała, że całe to jej potworne cierpienie było bez sensu, niekonieczne, tak łatwe do usunięcia. A przecież odebrało jej życie, bo za ładnie wyglądała, żeby lekarze jej uwierzyli, więc odmawiali jej pomocy. Poczuła pierwszy poryw gniewu za swoją krzywdę. Napisała tomik “Gniew motyla”.
Z biegiem lat anioł opadał na ziemię, tracił pióra, stanowczo nie był już idealny, ale Magdalenka pamiętała jaki był naprawdę. Nie zawsze wersja świata anioła była zgodna z wersją jego córki, ale to na nim wsparta była siła przetrwania poetki.
Kiedy zbliżał się kres lotu anioła – ku niedowierzaniu i przerażeniu Magdaleny Ficowskiej – Łuszczek, powstał tomik jej wierszy „Gniew motyla”.
MOJA MAMA
Wandzie Ficowskiej
Olśniewała pięknem
przenosiła je na obrazy
dała mi
wypełniony poezją sierpień
na początek piaszczystej drogi
znak Lwa na nieboskłonie
wbiegłam w jej życie
jako Magdalenka
mam od niej
zieleń oczu
rozległość marzeń
po horyzont
serce
z kolorów tęczy i miłości
Kto powiedział, że życie jest łatwe. Wzbogaca nasze dusze
Wpadłem tu trochę przypadkiem. Nie szukałem wierszy. Przecież poezja do mnie nie przemawia. Teraz przeczytałem już wszystko, wiem że zostanę na dłużej. Ogień na piasku dogasa, jest ciemno. Grajek szarpie struny. Zanim wstanie świt, ochrypłym głosem zaśpiewa jeszcze raz coś mistrza Leonarda. Biedak jakich wielu wkoło. Pewno myśli, że zasłuży tym choć na ten jeden, jedyny wers…
To nie komentarz, ale wspomnienie. Chyba 1964 rok, już dokładnie nie pamiętam. Zaręby Kościelne. Ja miałem 10 lat. Wakacje.Jerzy Ficowski rzadko przyjeżdżał. Mama z dwiema córkami: Krystyną i Magdaleną spędzały tam wakacje (jeszcze nie wybudowali domku, wynajmowali na parterze drewnianej willi mieszkanko a ja z moją rodziną na piętrze) . Tego uczucia nie umiem nazwać. Magdalenę (a może powinienem mówić Panią Magdalenę) zapamiętałem do dni obecnych. To zauroczenie jest niezrozumiałe. Jestem Profesorem, miałem i jeszcze mam udane życie, żonę , dzieci. W pewnym sensie zrobiłem karierę naukową…. ale kiedy wracałem z konferencji (w sierpniu tego roku) przejechałem przez Zaręby i obraz Magdaleny powrócił. … Być może powinienem pójść do psychiatry… być może to jakaś metafizyka (przecież miałem 10 lat !!!!). Nie wiem..
Panie Profesorze, to se ne wrati! Pozdrawiam 😁 Profesor 🤗
Materiał bardzo wartościowy. Ja się w pełni zgadzam z takim rozumowaniem i postawieniem sprawy. Mam pytanie skoro jesteśmy przy temacie, jako że szukam jakiejś drukarnie to chicałbym spytac zcy kojarzycie tą https://www.initi.pl
Niestety nie, mam swojego wydawcę, który zajmuje się drukiem.
Szanowna Pani,
Muzeum Getta Warszawskiego szuka z Panią kontaktu w sprawie publikacji utworów Pani Ojca.
Prosiłbym uprzejmie o e-mail na adres: ****@1943.pl
Będziemy bardzo i serdecznie wdzięczny za nawiązanie kontaktu.
Panie Pawle, dziękuję za wiadomość. Skontaktuje się z Panem moja siostra poprzez Fundację im. Jerzego Ficowskiego.
Magda, chodzilysmy razem do jednej klasy.
Odezwij sie
Ewa Baginska
Prosze o kontakt z Ewa Baginska i Magdalena – siedzialam w jednej lawce z Magdalena – Liceum im. Kollataja.
Grazyna
Wojtek Sułek z Zakopanego pozdrawia bardzo serdecznie! Mój tata( mąż pani koleżanki Eli) Józef Sułek też uwielbiał śpiewać: “ubije mnie ktosi, albo ja kogosi, bo mi się cupryna na głowie podnosi! hej!”
Pozdro również dla Artura!
Wczoraj pierwszy raz trafilam na Pani wiersze,powoli przechodzilam po ogrodzie mysli,uwazajac na sciezki,czasami przystajac,a kiedy juz sie zatopilam nie zauwazylam nawet kiedy skonczyly sie slowa- wyszlam z ogrodu . Pozostal zachwyt.I wtedy przeczytalam wszystkie “Rozmowy z Poetka”.Zrozumialam,ze to Ty bylas ta zjawiskowa dziewczyna,ktora poznalam na weselu siostry Twojego narzeczonego p.Kobylinskiegi.Wtedy nie wiedzialam,ze piszesz wiersze .Sama bylas czarem,poezja,zjawiskiem.Oboje z z narzeczonym stanowiliscie urocza pare.Pracowalam wtedy w Biurze Podrozy”Syrena” na Kruczej,gdzie wpadliscie do mnie ,zeby zakupic bilety na Spektakl w teatrze Powszechnym “Lot nad kukulczym gniazdem”.Ciesze sie ,ze zycie codzienne i zawirowania losu nie pochlonely Twojego talentu wrecz wzniosly Ciebie na szczyt Parnasu.Gratuluje i sle serdecznie pozdrowienie.